wtorek, 17 lutego 2009

"Bo dom to wspólne przebywanie..."


Od kilku dni "chodzą" za mną powyższe słowa. Zaczerpnięte są one z jeden z piosenek. Dlaczego?! Zapewne dlatego, iż w moje serce często wkrada się tęsknota za rodzinnym domem, jak i za Olsztynem, który stanowi dla mnie drugi dom, gdzie czekają ludzie mi bliscy, kochani... Ale nie tylko. Pytania dotyczące czym jest prawdziwy dom, wspólne przebywanie zrodziły się w mej głowie także z dotychczasowej obserwacji naszych dzieci, rozmów z nimi, kolejnego wolnego czasu, kiedy to mogą pojechać, bądź pójść do swoich "domów". Czy chcą tam spędzić mongolski Nowy Rok?! Czas świąteczny, do którego Mongołowie przygotowują się niczym my na Boże Narodzenie. Czas niezwykle rodzinny... Kilka sytuacji jak i historii dzieci pozwoliło mi po części zrozumieć, dlaczego nie wykazują one zbytniego entuzjazmu co do wizyty bliskich, bądź też pozostają tam zaledwie jedną-dwie noce.
Jednego dnia pytam Odgoncycek, czy Inchtur (jej 6-letni brat) tęskni za mamą. Dziewczyna odpowiada: "Tak, tęskni, ale nie chce tam iść, ponieważ w jurcie jest zimno i nie ma co jeść". Tutaj ma kolegów, ciepły pokój, jedzenie. Pytam siebie: "Dlaczego nie zabraliśmy go wcześniej z takich warunków?!". Ból matki zapewne jest wielki, bowiem trójka jej dzieci przebywa w naszej placówce. Czy ma żal i jeśli tak, to do kogo?! Do siebie, do Boga, że nie jest w stanie utrzymać dzieci?!
Innego dnia wracamy autobusem do naszego Savio Home. Pytam Sanczuluna (przebywa u nas 7 lat), czy na Cagaan Sar idzie do domu. Odpowiada, że pójdzie może na dwa dni, bo tak naprawdę nie ma co tam robić. Oprócz mamy nie ma nikogo. Ojca nie zna, nie wie, czy żyje...
Brat Arnold pyta jedno z najmniejszych dzieci (6-letniego Mongołdżu)gdzie jest jego mama? Maluch odpowiada: "Bachku" (tzn. nie ma). Chłopca zabraliśmy w te wakacje z pogotowia policyjnego-był bity przez matkę kulasem od pieca. Ciało pokryte było ranami, strupami. "Mój tato to father Paul, a mama - Ojuna (pracownica socjalna).Mój drugi tato to fr. Wiktor, a mamy: sister Iwona i sister Marta." Chłopiec w taki właśnie sposób utożsamia dom. Amgalan stanowi jego dom...
W domu Tumentuksa i Tumendżargala (bracia) równie przykra sytuacja... Ojciec pije, matka pozostała z dwójką rodzeństwa:2-letnią siostrą i najstarszym bratem, który często u nas nocuje, ponieważ ojciec przychodzi pijany i się awanturuje.
Jak więc nasze dzieci rozumieją słowo DOM?! Z czym go kojarzą?! Z bólem, płaczem, głodem, brakiem szacunku?! A może tak jak Mongołdżu-z zabawą, odrabianiem lekcji, pełnym brzuszkiem, fatherem, który zawsze weźmie na ręce nawet wtedy, gdy coś przeskrobie?!
Zależy nam, aby dzieci miały kontakt z biologicznymi rodzicami, rodzeństwem. Ale z drugiej strony-skąd mamy mieć pewność, że nie przyjdą pobite, głodne, czy nie będą krzyczały przez sen?! To co możemy im dać, to przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa, akceptacji, miłości, by czuły, że są naprawdę KIMŚ wyjątkowym, w kim drzemią pokłady dobra, które należy dostrzec i wydobyć. Wierzę, że pomimo negatywnych doświadczeń będą w stanie założyć zdrowe rodziny, w których agresja, nałogi nie będą miały racji bytu. To dobre, kochane i kochające dzieciaki, młodzież. Ważne, by kroczyły dobrą drogą i nie zbaczały z niej!
"Tu miłość trwa i Cię przemienia..."

1 komentarz:

Maja pisze...

Nie martw sie Iwi.Beda z nich ludzie .Nie bez przyczyny tam jesteście :)