piątek, 31 października 2008

"Wierzę w świętych obcowanie..."


Dziś w naszym kościele obchodzimy szczególny dzień-dzień wszystkich świętych.
Arka Noego śpiewała: "taki mały, taki duży może świętym być!" Obserwuję nasze dzieciaki myśląc: "przecież to też mali świeci, którzy mają w sobie wiele dobra, od których mogę uczyć się prostoty, autentyczności, radości życia".
Jak w Mongolii obchodzony jest ten dzień?! Podejrzewam, że mało kto udaje sie na groby bliskich, a to ze względu na "świeżość" naszej wiary tutaj. Jutro chcemy jechać na pobliski cmentarz, aby nasi podopieczni mogli doświadczyć zwyczaju święta zmarłych.
Wczoraj ambasada mongolska (której ambasadorem jest Polak) zorganizowała Przegląd Piosenki Polskiej. Z radością i dumą słuchaliśmy naszych rodowitych piosenek. Zabawnie brzmiały w wykonaniu mongolskich dzieci takie piosenki jak: "Poszła Karolinka", czy "Pieski małe dwa". Laureaci otrzymali nagrody w postaci polskich produktów;). Jestem pełna podziwu, że tak młodzi wykonawcy podjęli się trudu nauki naszego języka, który nie jest prosty dla obcokrajowców!
Poza tym zbliżają się święta. W z wiązku z tym rozpoczęliśmy z Arnoldem (klerykiem z Indonezji) przygotowanie występu przez nasze dzieci, niebawem zabieramy się też za wykonanie kartek świątecznych.
Choć mija dopiero miesiąc mego pobytu, mam wrażenie jakkbym była tu już z pół roku. Pracy każdego dnia przybywa, sporo czasu pochłania nauka języka poprzez kurs mongolskiego, na który uczęszczam. Daje się też odczuć różnice mentalnościową obcując z tutejszymi pracownikami a co za tym idzie-piersze frustracje, niezrozumienie pewnych kwestii... Mam jednak nadzieję, że czas wszystko załagodzi i pozwoli przełamać wszelkie bariery!

sobota, 25 października 2008


"Gdyby na wielkim świecie zabrakło uśmiechu dziecka, byłoby ciemno i mroczno, ciemniej i mroczniej niż podczas nocy bezgwiezdnej i bezksiężycowej - mimo wszystkich słońc, gwiazd i sztucznych reflektorów. Ten jeden mały uśmiech rozwidnia życie". Julian Ejsmond
Uśmiech dziecka...niby nic a jednak tak wiele! Bez niego moje dni tutaj byłyby szare i ponure (jak ulice w Ułaanbatoor,hehe). Dzięki niemu sytuacje, które często są dla mnie przykre, trudne do zrozumienia, szybko idą w niepamięć! Niesamowitą lekcją pokory, docenienia tego co mam, są chwile, kiedy widzę na twarzach naszych dzieciaków uśmiech od ucha do ucha mimo ich trudnej sytuacji.
Potrafią się radować wszystkim-nowo narodzonymi psiakami, śniegiem, jabłkiem na deser, pochwałą w szkole.
Dziś mogłam w sposób szczególny zauważyć ich radość, ponieważ kilkoro z nich brało udział w Przeglądzie Piosenki i Tańca Mongolskiego. Podkreślę, że nasi podopieczni sami się do tego występu przygotowywali. Zarówno dla nich, jak i dla mnie stanowiło to niesamowite przeżycie. Gdy zobaczyłam ich na scenie, ubranych elegancko, trzymających mikrofony w rękach-moje serce chciało krzyczeć z radości i dumy! Mimo tego, że poprzeczka była dość wysoka, ponieważ większość dzieci występujących była przygotowywana przez specjalną szkołe tańca i śpiewu- nasi chłopacy zajęli II miejsce! Tej iskry radości w ich oczach nie zapomnę prędko! Mam nadzieję, że dzisiejszy dzień będzie dla nich wszystkich dowodem, że chcieć to móc!

poniedziałek, 20 października 2008

Uszy i oczy naookoło głowy!


"Jeśli pierwszy raz mnie oszukasz, wina będzie twoja. Za drugim razem będzie moja".
Kłamstwo...Kto z nas nie kłamie? Kto z nas nie kombinuje, aby wyjść na swoim? Kto z nas żyje w pełnej prawdzie?! Nie śmię twiardzić, iż wszyscy kłamią, iż wszyscy "majstrują" w życiu! Dlaczego o tym piszę?! Ponieważ spotykam się na codzień tutaj z drobniejszymi albo większymi kłamstwami. Nie ważny jest ich rozmiar, istotny jest fakt! Można by spojrzeć na ten problem z tej strony: dzieciaki pochodzą z rodzin patologicznych, gdzie rodzice oszukiwali, kradli aby coś zdobyć, aby coś mieć. To normalne, że taki wzorzec nabyły. Ale czy to ich usprawiedliwia?! Czy też tak muszą żyć?!
Zauważam, że zachowania wyniesione z wcześniejszych środowisk projektują tutaj. Oszukują aby dostać jakiś ciuch, kosmetyk, czy po kryjomu bułkę od kucharki. Opanowały przy tym niesamowitą sztukę bycia przemiłym i przeuczynnym. Nie jest mi łatwo być w takich momentach asertywną, ale wiem, że jeśli nie wyłożę "kawy na ławę" i nie udowodnię, że ktoś kłamie-będą trwać w przekonaniu,że taki sposób na życie jest dobry! Wyplenianie zła, kłamstwa nie jest prostą sprawą, ale nie jest to też niemożliwe, jeśli będzie się konsekwentnym, z otwartymi oczami i uszami na wszystko;) Wierzę, że nasze dzieciaki nie są złe, takiego postępowania zostały nauczone i najprościej byłoby ich "przekreślić", zrzucić na margines! Najważniejsze-dostrzec w nich dobro, które zaleje ich wnętrza, by stawali się coraz lepszymi...

sobota, 18 października 2008

"Co daje wiarę w cud?!NADZIEJA!!!"


KOLEJNY DZIEŃ ZA NAMI...SKOŃCZYLIŚMY WIECZORNE MODLITWY (OCZYWIŚCIE PAMIĘTAM O WSZYSTKICH WOLONTARIUSZACH I BLISKICH MEMU SERCU!), PO CZYM DZIECIAKI POSZŁY OGLĄDAĆ FILM NA DVD. DZIŚ SOBOTA-DZIEŃ KRĘCIŁ SIĘ GŁÓWNIE WOKÓŁ SPRZĄTANIA, CHŁOPCY Z FR.PAULEM POŁOŻYLI W SWOICH POKOJACH GUMOLEUM, DZIĘKI KTÓREMU W POKOJACH ZROBIŁO SIĘ PRZYJEMNIEJ. TO CO MNIE ZADZIWIA W NASZYCH PODOPIECZNYCH TO ICH SIŁA-TAKI MONGOŁDZIU MA 6 LAT, A "MACHA" ŁOPATĄ JAK DOROSŁY!
WCZORAJ NIE MIAŁAM NAJPRZYJEMNIEJSZEGO DNIA-DZIECIAKI DAŁY SIĘ KONKRETNIE WE ZNAKI-CHCIAŁAM Z NIMI POLEPIĆ Z PLASTELINY. NIE MINĘŁO 5 MIN. A WSZYSTKIE KOLORY STANOWIŁY JEDNĄ MASĘ, KTÓRA ŚWIETNIE NADAWAŁA SIĘ DO RZUCANIA! EWAKUOWAŁAM SIĘ, ABY NIE STRACIĆ OKULARÓW! WIEM OD IZY I SAMA JUŻ TEGO DOŚWIADCZAM, ŻE BARDZO CIĘŻKO JEST Z NIMI PRACOWAĆ, WYKONAĆ CHOCIAŻBY JAKĄŚ PRACĘ. NIE POTRAFIĄ BOWIEM DOCENIĆ, USZANOWAĆ RZECZY, KTÓRE DOSTAJĄ DO RĄK.NIE UMIEJĄ TEŻ WSPÓŁPRACOWAĆ ZE SOBĄ. CIĘŻKI ORZECH DO ZGRYZIENIA... ALE WIEM, ŻE NIE MOGĘ SIĘ PODDAWAĆ, BO WTEDY AGRESJA, KTÓRA W NICH SIEDZI WEŹMIE GÓRĘ!
STARAM SIĘ DOSTRZEGAĆ MAŁE RADOŚCI, ISKIERKI, KTÓRE DODAJĄ OTUCHY. I TAK WCZORAJ, JAK I DZIŚ UCZYŁAM ANGIELSKIEGO STRASZEGO CHŁOPAKA. DZIŚ NAUKĄ ZAINTERESOWAŁY SIĘ JUŻ 3 OSOBY... MOŻE Z CZASEM ZAUWAŻĄ, ŻE NAUKA NIE MUSI STANOWIĆ KARY?! A JA?! DLA MNIE JEST TO ZNAK, ŻE MOŻE UDA SIĘ JEDNAK ZROBIĆ COŚ DOBREGO PRZEZ TEN ROK! GRUNT TO DZIAŁAĆ W MYŚL ZASADY: STEP BY STEP!;)
NIESAMOWITE!WŁAŚNIE WRÓCIŁAM Z GOŚCINY U "DOJARZY", CZYLI MAŁŻEŃSTWA OPIEKUJĄCEGO SIĘ NASZYM BYDŁEM. MIESZKAJĄ W JURCIE OBOK NAS. JURTA POKRYTA JEST SPECJALNYM MATERIAŁEM, W ŚRODKU STOI PIEC, W KTÓRYM PRZYRZĄDZA SIĘ POSIŁKI. NA STOLE STAŁO PRZYGOTOWANE JEDZENIE-NA PIERWSZY RZUT OKA MYŚLAŁAM ŻE TO ROBAKI-CO TO BYŁO W RZECZYWISTOŚCI?NIE WIEM-W KAŻDYM BĄDŹ RAZIE DOBRZE,ŻE BYLI Z NAMI CHŁOPACY-ONI SĄ ZAWSZE GŁODNI;) NIE DAŁO SIĘ WYKRĘCIĆ OD WYPICIA SUTYCE,CZYLI ZIELONEJ HERBATY Z MLEKIEM I SOLĄ. MÓJ DYSTANS NIE ŚWIADCZY O MOIM BRAKU ZAUFANIA DO KUCHNI MONGOLSKIEJ, TYLKO STOPNIOWYM PRZYZWYCZAJANIU MEGO ŻOŁĄDKA DO TUTEJSZYCH POTRAW. W KAŻDYM BĄDŹ RAZIE POSMAKOWAŁAM TROCHĘ KONINY I SERA SŁODKIEGO, KTÓRY JEDZĄ JAKO SŁODYCZ, PO CZYM POWIEDZILIŚMY GRZECZNIE "BAJERLA"-TZN. DZIĘKUJEMY, PONIEWAŻ TEMPERATURA W JURCIE BYŁA NIE DO ZNIESIENIA!
WŁAŚNIE TAKIE MOMENTY DODAJĄ MI SKRZYDEŁ, WIARY, ŻE TUTEJSZA "ZIEMIA" NIE STANOWI UGORU, ŻE MOŻNA JĄ URZYŹNIAĆ, BY WYDAŁA OWOC...DOBRANOC!

czwartek, 16 października 2008

Chwile ciszy...


Za oknem 3 stopnie, straszny wiatr i deszcz... pogoda rzekłabym "butelkowa";). W dzień nadal chodzę senna, piję kawę za kawą, bo przecież u nas w najlepsze śpicie!
Oby mój organizm szybko się przestawił!
Dzieciaki są w szkole, mam więc czas na sprawy "biurowe', powysyłanie wiadomości, porządki w kontenerach (niestety długo w nich nie wytrzumuję ze względu na temperaturę), zastanowienie się nad realizacją projektu z Ministerstwa. Ksiądz Wiktor jest obecnie w Polsce, więc mam okazję szlifować angielski z Fr.Paulem-Chińczykiem - który jest dyrektorem naszej placówki.
Od kilku dni nie daje mi spokoju mi pewna sytuacja,z którą mamy do czynienia aktualnie. Otórz w niedzielę jednen z ojców wziął "na widzenie" dziecko. Chłopak ma ok.9 lat. Do dziś go nie odwiózł. Fr.Paul wraz z pracownikiem socjalnym byli u nich w domu, niestety, nikogo nie zastali... Mężczyzna widocznie wywiózł gdzieś dziecko... Do takich sytuacji dochodzi tu dość często. Dzieci niejednokrotnie uciekają z domów i wracają do nas, bo żadne z nich nie chce być bite, głodne. Zapytałam, co możemy zrobić w takiej sytuacji?! Biorąc pod uwagę nasze realia - media by już "huczły" na temat zaginionego dziecka. Niestety nie tutaj...Fr. Paul wyjaśnił mi, że policja tutejsza miernie wywiązuje się ze swoich obowiązków, nazwę potocznie -"olewa" takie sprawy. Nie potrafię tego pojąć, ciągle myślę o naszym Butune,który w mojej pamięci non-stop się śmieje, gania za piłką,chodzi umorusany... Czy nie jest głodny?! Czy ma gdzie spać?! Ciężko uznać coś za normalne, co w rzeczywistości nie jest normalne...

środa, 15 października 2008

Wielka prośba!


Kochani!
Zbliża się zima... jesteśmy tymi "szczęściarzami", którzy mogli dotknąć pierwszego śniegu;0!w Amgalan coraz chłodniej, rano temperatura sięga ok -7st. Naszą naglącą potrzebą są buty zimowe dla dzieciaków, ponieważ część z nich biega w tenisówkach. Mamy zamysł, żeby zakupić dobre, górskie buty w Polsce, ponieważ tutaj można dostać najczęściej z Chin, które po miesiącu-dwóch nadają się do wyrzucenia. Zwróciłam się z prośbą do wolontariuszy z Olsztyna, jak również znajomego ks.Krzysztofa o pomoc. Z korespondencji wiem, że pomogą nam poprzez organizację zbiórek. Jeśli ktoś mógłby i chciałby dołączyć się do naszej inicjatywy-proszę o skontaktowanie się ze mną-mój mail iwonakuczynska82@wp.pl
Co paza tym?Powoli uczę się tutejszych zasad, reguł. Widzę, że niektóre dzieci, które patrzyły na mnie z dystansem, pomału przełamują się. Bariera językowa nadal stanowi problem w nawiązaniu lepszego kontaktu, ale "nie od razu Rzym zdudowano"!
Jak najbardziej zrozumiałą kwestią jest ta, że muszę zbobyć ich zaufanie. Podejrzewam, że ich sceptyzm wywołany jest wcześniejszymi doświadczeniami. Być może w ich sercach czai się strach przed dorosłymi, ze strony których otrzymywali nieraz lanie, którzy nie zaspokajali ich potrzeb. Wiem jednak, że mimo wewnęrznego buntu, który często uzawnętrzniają - pragną być kochane, przytulane, dostrzeżone - od tych najmłodszych po starszych!

Dzisiejsze nieśmiałe dziecko, to to, z którego wczoraj się śmialiśmy.
Dzisiejsze okrutne dziecko, to to, które wczoraj biliśmy.
Dzisiejsze dziecko, które oszukuje, to to, w które wczoraj nie wierzyliśmy.
Dzisiejsze zbuntowane dziecko, to to, nad którym się wczoraj znęcaliśmy.

Dzisiejsze zakochane dziecko, to to, które wczoraj pieściliśmy.
Dzisiejsze roztropne dziecko, to to, któremu wczoraj dodawaliśmy otuchy.
Dzisiejsze serdeczne dziecko, to to, któremu wczoraj okazaywaliśmy miłość.
Dzisiejsze mądre dziecko, to to, które wczoraj wychowaliśmy.
Dzisiejsze wyrozumiałe dziecko, to to, któremu wczoraj przebaczyliśmy.

Dzisiejszy człowiek, który żyje miłością i pięknem, to dziecko,
które wczoraj żyło radośćią.
— Ronald Russell

wtorek, 14 października 2008

"Jaki był ten dzień, co darował?..."



Kolejny dzień w Amgelan dobiega końca. Powoli wdrążam się w przejęte obowiązki po Izie,która wyjechała kilka dni temu... Problemem, który nadal mnie przygasza jest brak znajomości mongolskiego, co znacznie utrudnia kontakt z dzieciakami. Jeśli bowiem zrobią coś "na diabła", coś przeskrobią, zachodzę w głowę, jak mam im wytłumaczyć, że ich zachowanie jest złe, że tak nie powinni robić?! Wychowanie wówczas staje się karkołomną sprawą! Na szczęście jest ks.Wiktor i ks.Paul, na których wiem, że mogę liczyć w każdej sprawie! No i niebawem mam udać się na kurs mongolskiego;)!
Ale nie o tym chciałam pisać! Pragnę podzielić się tym, co było mi dziś dane zobaczyć, a mianowicie-wraz z częścią ekipy, która brała udział w wyprawie żaglowozami po pustyni Gobi-odwiedziliśmy Muzeum Przyrody. Może nie robi to na Was na I rzut oka wrażenia, ale dodam, że znajdował się tam szkielety dinozaurów, które wykopał wraz z innymi paleontologami Polak-Wojciech Skarżyński-którego było mi dane poznać osobiście! Uratowało nas kilka zdjeć z I ekspesycji, ponieważ generalnie dziś muzeum jest zamknięte, ale dzięki nim udało nam się przekonać pracowników i obejrzeć owe muzeum. Bardzo się cieszę, że miałam taką możliwość, ponieważ wiem, że pracy w naszym Savio Home jest dużo i być może nie miałabym takiej okazji...
Stolica Mongolii oblężona jest samochodami, w porównaniu do naszej Warszawy mogę stwierdzić, że nie panuje tu żadna kultura jazdy. Pierwsze, co należy uczynić w Ułan Bator, to opanować sztukę przechodzenia przez ulicę, coby nie zostać potrąconym! Cieszyłam się na myśl powrotu do naszego Amgalan, gdzie mamy krowy, świnie, gdzie nie słychać klaksonów a przez okno widać niesamowicie gwieździste niebo!Dobranoc

niedziela, 12 października 2008

Moja I mongolska msza...

Dziś niedziela. Zwyczajem Savio Children's Home pojechaliśmy do Don Bosko School, gdzie mieści się również katedra. Co niedziela dzieciaki wraz z księdzem jadą tam na mszę św. Eucharystia mongolska niewiele różni się od naszej. To, co pozytywnie mnie zaskoczyło a czego brakuje mi podczas naszych polskich mszy, to zaangażowanie dzieci i młodzieży głównie poprzez śpiew. Niesamowite, jak bardzo mongolczycy są rozśpiewani, w ogóle nie wstydzą się występować, mają bardzo dobre poczucie rytmu. Gdy gdzieś jedziemy, nasze dzieciaki non-stop śpiewają, mają swoją ulubioną piosenkę mongolską (balladę!), której sama powoli się uczę;).
Z racji niedzieli było sporo wolnego czasu, kopałam więc z chłopakami w piłkę (ciężko to nazwać grą), opatrzyłam kilka pociętych paluchów, wrośnięty paznokieć (tego typu skaleczenia to chleb powszedni), z jednym chłopczykiem wykonaliśmy pracę plastyczną. Dzieciaki pomału przekonują się do mnie, ja też coraz bliżej ich poznaję... Mimo tego, że momentami nie dociera do mnie, iż będę tu przez rok, zastanawie mnie jaki on będzie, co wniesie dobrego w moje serce, jak również tych młodych ludzi... Biegnę z dzieciakami do lekcji!pozdrawiam

środa, 8 października 2008

SENO, tzn .Czesc!


Witam goráco z chlodnej Mongolii, a dokladnie Amgalan-dzielnicy, w ktorej znajduje sie nasza placowka! Dolecialam szczesliwie, na lotnisku czekal na mnie ks.Wiktor a na zewnatrz gory i temperatura powietrza -5!Po drodze proszyl snieg...
Jak pierwsze wrazenia?Trudno opisac,jedyne co moge rzec-specyficzne miejsce, jakby inny swiat, w ktory mam nadzieje powoli 'wsiakne'. Dzieciaki sa bardzo ufne, juz pierwszego dnia podbiegaly, przytulaly sie. W wiekszosci sa tu chlopcy w wieku od 6 lat. Fakt,iz pochodza z rodzin patologicznych,albo po prostu z ulicy ma ogromny wplyw na to, ze bywaja agresywni, posuwaja sie do kradziezy. Choc jestem tu dopiero 3 dzien, zauwazam, ze bije tez od nich dobro. Uspione sa w nich pozytywne predyspozycje, talenty, ktore nalezy pobudzic, wydobyc, aby same je zauwazyly, uwierzyly ze potrafia... Osoby, ktore sprawuja nad nimi piecze (father Paul, ks.Wiktor, Iza-wolontariuszka z Polski) czynia to w moich oczach wzorcowo. Widze, ze czeka mnie nie lada wyzwanie, tym bardziej, ze bariere stanowi jezyk. Mam jednak nadzieje ze dana mi bedzie na ten czas wystarczajaca 'dawka' Bozej madrosci, milosci, cierpliwosci, pokory, wytrwalosci i wielu innych lask, by w sposob odpowiedni kontynuowac powierzone mi dzielo!
"... Rób to co możesz, a Pan Bóg uczyni resztę. On cię nie oszuka, jeśli pracujesz dla Niego ..." ks.Bosco


--------------------------------------------------------------------------------

sobota, 4 października 2008

"Żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi!"

Pakownie dobiega końca... Czy wszystko zabrane?! Zdjęcia bliskich, paszport, moje ukochane robótki ręczne (czy znajdę dla nich choć chwilę?!), ciepłe "pantalony", herbatka rozgrzewająca na tęskniące wieczory i kilka innych podarków od przyjaciół, które będą mi o nich przypominać...
Zastanawiam się jednak, czy w natłoku pracy będzie czas, aby zatęsknić?... Z relacji Izy (wolontariuszki, która przebywa w placówce od roku) wiem, że obowiązków jest niemało. Do moich zadań będzie należało prowadzenie przedszkola, którego zalążek powstał. Również koordynacja programu Adopcji na odległość będzie moją "działką". Oczywiście-czas poświęcony wychowankom będzie dla mnie priorytetowym-bo właśnie dla nich tam jadę...Aby być z nimi tak po prostu, by wspólnie śmiać się, ganiać za piłką (tak rozumiem grę w nogę;)!), opatrzyć rozbite kolano, przytulić, dostrzec w nich to, co dobre...
Wiem, że moje wyobrażenia zostaną zweryfikowane z rzeczywistością mongolską i obowiązków zapewne przybędzie, ale chciałam pokrótce nakreślić ich zakres dla tych, którzy nie wiedzą dokładnie co będę robić, a którzy być może tu zajrzą;)!
Jutro o 13.00 ruszam by realizować moją misję. W moim sercu płonie pragnienie oddania się całej siebie jakże pięknej sprawie Janka Bosco!
Dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi w organizacji tego wyjazdu-darczyńcom, którzy wsparli mnie finansowo, ale przede wszystkim bliskim znajomym, przyjaciołom, za każdy ich gest, słowo! Zostańcie z Bogiem!
"NIE POZWÓL, ABY JAKIEKOLWIEK Z TYCH DZIECI ODESZŁO OD CIEBIE NIEZADOWOLONE". ks.Bosco

czwartek, 2 października 2008

Aniele Boży Stróżu mój...

Dziś wspominamy naszych Aniołów Stróżów. Obchodzimy ich święto;)! Warto sobie więc zadać pytanie na koniec tego dnia (i nie tylko dziś): Jaką rolę pełni w moim życiu Anioł Stróż?!
Przywołam jeszcze słowa ojca świętego Jana Pawła II, wypowiedziane w 1992 roku: „Aniołowie istnieją, są posyłani przez Bożą Opatrzność, aby pomagać nam, ludziom osiągnąć świętość życia”. Wszystkim życzę tej pewności wiary, że aniołowie są obok nas szczególnie po to, aby pomagać w dążeniu do świętości... Dobranoc;)

...niemożliwe stało się możliwym!

... spojrzałam w górę i uśmiechnęłam się. "Dziękuję"-powiedziałam w myślach. W ręku trzymałam paszport, a w nim widniała wiza wjazdowa do Mongolii... Nie ukrywam, że perypetie związane z jej otrzymaniem wzbudziły we mnie dozę sceptyzmu co do mego wyjazdu... A jednak potrzebna była ta lekcja pokory, zaufania, oddania całej "sprawy wizowej" w ręce Pana. Po tej chwilowej refleksji, ruszyłam z ambasady mongolskiej do naszego ośrodka misyjnego, by dopełnić wszelkich formalności i pożegnać się z pracownikami i wolontariuszami w nim obecnymi. Rok przygotowań minął tak szybko... Równo rok temu przekroczyłam próg Korowodu 20, by jak najlepiej przygotować się do wyjazdu. Czy jestem przygotowana?! Nie wiem.... i chyba żaden z wolontariuszy nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie przed wyjazdem. Wiem, że jestem otwarta na ludzi, których spotkam, na pracę, która zostanie mi powierzona. I pragnę dać z siebie to, co najlepsze, wykorzystać ten czas najlepiej, jak będę potrafiła!
Za 3 dni, o tej porze będę na lotnisku... Stres jest wciąż obecny. Myśli na chwilę obecną skupiają się głównie na pakowaniu, które stanowi nie lada gratkę, ponieważ mogę zabrać tylko 20 kg;(. Będzie trzeba zrezygnować z "koronek i bibelotów" na konto ciepłych gaci;)! Na pewno znajdzie się miejsce na zdjęcia bliskich memu sercu - zabieram Was Kochani ze sobą do krainy Czingis Chana, by wspomnienie o Was ogrzewało mnie wewnętrznie! Już dziś pragnę podziękować Wam za wsparcie i pamięć. Szczególną wdzięczność kieruję w stronę Gulczi i Kasprika,za obecność i słowa otuchy w tym trudnym "organizacyjnie" czasie-jesteście dla mnie wzorami zaufania Panu!
Zatem z łezką w oku rozpoczynam wielkie pakowanie!;)