wtorek, 7 lipca 2009

Krótko przed snem...



„Musimy się starać poznać Boga przede wszystkim przez to, żebyśmy byli coraz wierniejsi temu, co w nas jest najlepsze, najgłębsze, najczystsze. Bo w człowieku są bardzo różne poziomy i czym ty jesteś, to wynika z tego, czemu ty jesteś wierny, jakim twoim dążnościom jesteś wierny, za którymi idziesz. I niestety bardzo często człowiek nie idzie za tymi najgłębszymi i wyobraża sobie, że jest sobą, a nie jest sobą, bo nie wie, kim jest. Bo ty możesz być sobą, odnaleźć siebie, jeżeli pójdziesz za tymi natchnieniami, które w tobie są najbardziej autentyczne, najbardziej Boże i najbardziej twoje”.
Fragment książki „W głąb misterium” ojca P. Rostworowskiego

Odkryć siebie do końca… czy to możliwe? Czy w 100% jesteśmy w stanie powiedzieć o sobie „jestem taki, jestem owaki”?! Zmieniamy się. Kreują nas sytuacje, zmieniają nas ludzie. W konfrontacji z nimi stajemy przed wyborem: zaprzedać siebie, swoje dotychczas odkryte i wypracowane JA, bezrefleksyjnie ulec chwili, by zostać zaakceptowanym, by poczuć się lepiej porzucając własne ideały albo podjąć walkę. Stoczyć bój o obronę PRAWDY, ideałów, które zostały nam (za)dane.
Zaprzedać siebie… Utracić światło, które do tej pory wskazywało drogę, które rozświetlało ją w gąszczu dylematów moralnych… Albo być wiernym do końca wbrew wszystkiemu. Podążać za tym, co w sercu najważniejsze – za PRAWDĄ, która nie od razu pokazuje swoje piękno.
Wierność PRAWDZIE ponad wszystko, niczym Ten, który zawisł na krzyżu…
Dobranoc*

środa, 1 lipca 2009

Miracle (cud)




Podczas porannej kawy z klerykiem Arnoldem rozmawiamy na temat religijności w Mongolii. Temat dość głośny ostatnio, bowiem sprawdzeniu podlegają wszelkie stowarzyszenia i kościoły. Grupa podejrzliwych o nielegalne praktyki religijne ludzi nie ominęła również naszej wspólnoty – akurat odprawialiśmy mszę. Zostawili nas na szczęście w spokoju.
Arnold nawiązuje do ostatniego spotkania z jednym z Mongołów, który zainteresowany ciemnoskórym mężczyzną zapytał, co robi w Mongolii. Gdy dowiedział się, że jego rozmówca jest przyszłym księdzem – lekko zbulwersowany powiedział: „pokaż mi swojego Boga”. Arnold użył trafnej wg mnie metafory, porównując Boga do wiatru, którego nie można dostrzec, lecz można odczuć Jego obecność, dostrzec owoce Jego działania… Od tych słów przeszliśmy do tematu cudów w naszym życiu. Nasz brat opowiedział mi o ciężkiej chorobie, którą przeszedł wiele lat temu. Miał być poddany operacji. W momencie, gdy był do niej przygotowywany, wszelkie dolegliwości przeszły. Zablokowane od guzów gardło zaczęło normalnie funkcjonować. CUD! Wspomniłam na podobną sytuację, która dotknęła również mnie. Ponad 10 lat temu, przygotowana do operacji, poddałam się kontrolnemu usg. Lekarze nie wierzyli. Poprzednie guzy wielkość pomarańczy „zniknęły”. Jak nie wierzyć w cuda, jakie Pan czyni w naszym życiu?!
Współczuję ludziom niewierzącym. Tym, którzy nie mają nadziei. Którzy nie mają Kogoś, do kogo mogą się zwrócić w potrzebie z wiarą o cud. Chciałoby się wyjść na ulicę i krzyczeć: „uwierzcie!” Być może potrzebują czasu, być może potrzebują cudu w swoim życiu, by móc uwierzyć, by poczuć się wybranym.
„O cuda, cuda, cuda niepojęte. Cóż Ci się Jezu spodobało we mnie?!” Często zastanawiam się nad tymi słowami, bowiem dostrzegam coraz więcej cudów w moim życiu.
Kolejnym CUDEM, jakiego Pan pozwala mi doświadczać w moim życiu jesteś Ty. Wierzę, że Wspólnie doświadczymy ich wielu…
Kończąc tę refleksję życzę wszystkim moim bliskim i dalszym wiary w CUD!