wtorek, 4 listopada 2008

"Kiedy chcesz rozpocząć naukę?!-JUTRO!!!"

Niesamowity dzień... pełen pracy, ale także emocji, wrażeń, ciągle nowych pytań, które rodzą się w mojej głowie pod wpływem kolejno spędzonych tutaj dni. Dziś szczególnie mogłam doświadczyć mongolskiego "życia", zobaczyć w jakich warunkach żyją biedni, bezrobotni ludzie...
Pierwsza wizyta odbyła się w jurcie tuż w naszym sąsiedztwie. Dowidzieliśmy się, że mieszka tam rodzina, która ma problemy finansowe, a co za tym idzie-kłopoty z wyżywieniem dzieci. Rodzice są chorzy, bez pracy. W ramach pomocy otrzymują jedzenie, które pozwala im przetrwać. Gdy weszliśmy do ich domu zauważyłam maleńkie zawiniątko na łóżku-może miało dwa tygodnie. Nie ruszało się... Przestraszyłam się nieco, ale po paru minutach dziecko zaczęło upominać się o swoje papu poprzez płacz. Odetchnęłam... Dwuletnia dziewczynka przypatrywała mi się bacznie. Trochę się bała, ale momentami zachowywała się "zaczepnie". Po jakimś czasie przybiegł 7-letni braciszek-usmolony konkretnie;). Fr.Paul wraz z naszym pracownikiem socjalnym rozmawiali o przyjęciu chłopaka do naszej placówki z jego rodzicami. Okazało się, że rodzice zgubili dokumenty-nie tylko dzieci ale także swoje, dlatego sami nie mogą podjąć pracy, dzieci zaś nie mogą uczęszczać do szkoły. Z racji, że są bezrobotni i nie mają pieniędzy-nie mogą starać się o ponowne wydanie dokumentów. Gubienie ważnych dokumentów podobno jest tu normą. Ludzie nie przywiązują uwagi do tego, czy figurują w państwowych kartotekach, czy nie. Znowu pojawia się problem myślenia przyszłościowego... W każdym bądź razie chłopak zostanie przyjęty jutro do naszego domu. Na pytanie fr.Paula "kiedy chcesz zacząć szkołę?!" odpowiedział "maragasz", co znaczy jutro. Postaramy się też pomóc jego siostrzyczkom poprzez darowanie chociażby odzieży.
Następnie pojechaliśmy do domu (także jurty) naszych dwóch podopiecznych (dziewczyny i chłopaka). Mieszkają u nas, ponieważ opiekę nad nimi sprawowała tylko matka, która jest alkoholiczką. Stan mieszkania (jeśli można to nazwać mieszkaniem) jaki zastaliśmy był przerażający. Brud, wielka dziura w syficie przez którą wpada śnieg, rozklekotany materac służący za łóżko... I w tym wszystkim trzecie dziecko, 7-letnie, które pozostało z kobietą. Bez zastanowienia nasz dyrektor podjął decyzję, że jutro również zostanie przyjęty do nas. Czas rozpocząć edukację a przede wszystkim zapewnić stabilny byt chłopcu!
Wracając zajechaliśmy do jurty Butune-chłopaka, którego ojciec wziął 3 tygodnie temu na weekend i nie odprowadził do placówki. Gdy wysiadałam z samochodu serce biło mi z emocji a zarazem stresu. Obawiałam się o swoją reakcję, gdy go zobaczę po 3 tygodniach. Niestety-nie miałam tej możliwości... Okazało się, że chłopak uciekł z domu i przebywa gdzieś na ulicy (tak twierdzą rodzice). Czy można całą tę sytuację wytłumaczyć?! Nie wiem... Chyba jestem tu za krótko, żeby spokojnie mysleć o tym wszystkim, żeby powiedzieć jak mawia nasz dyrektor "it's normal-this is Mongolia"! Póki co-serce krzyczy "dlaczego"?!...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

It's not normal...Każdy z nas potrzebuje ciepła Ty Iwonko możesz i na pewno to dajesz wszystkim. wierze że dzięki Twej obecności tam wiele się zmieni...oj będzie się działo :)
Oby Twe serce było spokojne lecz nie dlatego że coś zostanie uznane za normalne, lecz dlatego że wszystko będzie po Bożemu.